wtorek, 18 stycznia 2011

Polowanie na czarownice

Wybierając się na seans najnowszej produkcji z Nicolasem Cagem w roli głównej, nie miałem większych oczekiwań. Niestety, nie uchroniło mnie to od kolejnego rozczarowania. Zniósłbym jeszcze rozczarowanie ze strony tej jednej z najbardziej przepłacanych gwiazd Holywood, jednak Cage nie był tym razem najgorszym elementem filmu. Nawet mogę go skomplementować, bo chociaż grać się już nie nauczy, to przynajmniej ładnie się starzeje.

W Polowaniu na czarownice najbardziej szwankuje scenariusz. Zaczyna się nawet nie najgorzej. Dwóch zniechęconych  hipokryzją funkcjonariuszy Kościoła krzyżowców wraca do czternastowiecznej Europy, w sam środek szalejącej zarazy. Dezerterzy nie mają szczęścia - zdemaskowani, zostają obarczeni misją dostarczenia urodziwej czarownicy do odległego opactwa. Misja jest niebezpieczna, ale też niezwykle ważna - wiedźma jest oskarżona o wywołanie plagi i musi zostać poddana starożytnym rytuałom, które uwolnią świat zarówno od choroby, jak i samej wiedźmy. Powątpiewający w czystość intencji sług Bożych rycerz Behmen zgadza się pod warunkiem, że u celu dziewczynę czekać będzie uczciwy proces.

Gdyby reżyser w osobie Dominica Seny zdecydował się nakręcić film o prześladowaniach kobiet w mrocznych wiekach, pewnie dałoby się to jeszcze obejrzeć, chociażby dzięki niezawodnemu Ronowi Perlmanowi w roli Felsona, cynicznego druha Behmena. Niestety, z każdą kolejną sceną "Polowanie na czarownice" zamienia się w coś w rodzaju parodii Van Helsinga. Widok opętanych mnichów-ninja, biegających po suficie mrocznego opactwa pod koniec filmu wywołuje już tylko pusty śmiech. Dałoby się to wszystko zrozumieć, gdyby Polowanie... przeleżało na półce jakiegoś magazynu ze trzydzieści lat. Tak jednak nie było, więc pozostaje domniemanie, że to twórcy filmu przespali kilka ostatnich dekad. No, chyba że mają nas, widzów, za kompletnych idiotów.

Polowanie na czarownice, reż. Dominic Sena, Relativity Media 2010

6 komentarzy:

  1. Jak tylko zobaczyłam plakaty, to od razu wiedziałam, że NIE PÓJDĘ ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Może nie nas, ale umówmy się, wielu widzów to są idioci, a takie filmy to posunięte do granic możliwości odmóżdżacze;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zamiast udawać, że to na poważnie, można było mrugnąć do widza okiem w kilku momentach. Może wtedy dałoby się to jakoś wytrzymać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rzeczywiście scenariusz wygląda bardziej jak fabuła jakiegoś sztampowego serialu fantasy, niż czegoś ambitniejszego; jak widać scenarzysta uległ przekonaniu, że Inkwizycja dokonywała, poprzez tortury, jakichś rytuałów (i wiele innych rozwiązań się w tym mieści). W ogóle na pierwszy rzut oka można dostrzec, że fabuła jest naiwna.

    OdpowiedzUsuń
  5. Podejrzewam, że scenarzysta wie o Inkwizycji, i średniowieczu w ogóle, mniej więcej tyle, ile ja o żegludze morskiej. Czyli nic.
    Ale nie sądzę też, żeby był choć w najmniejszym stopniu przekonany do tego, co wytworzył;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hemm, nie czuję się zachęcona. Ja nawet nie słyszałam o tym filmie :)

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie!

    OdpowiedzUsuń