czwartek, 14 maja 2009

Wpuść mnie

Postanowiłem publikować na tym blogu swoje opinie na temat przeczytanych książek. Przyczyną całego zamieszania stała się lektura wydanej w ubiegłym roku przez Amber powieści Wpuść mnie Johna Ajvide Lindqvista. Ten szwedzki bestseller zyskał już światowy rozgłos, doczekał się także bardzo udanej ekranizacji w reżyserii Tomasa Alfredsona i znacznie gorszego amerykańskiego remake'u.

Na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z horrorem, jeszcze jedną historią o wampirach, tak sugerowałby też krótki opis na okładce. Fani pani Meyer mogą się jednak srodze zawieść, gdyż Wpuść mnie to mocno psychologizująca, realistyczna opowieść o dorastaniu i relacjach międzyludzkich.

Szufladkowanie zostawmy jednak na boku. Dawno nie czytałem tak mocno dołującej książki. Lindqvist, przy użyciu bardzo oszczędnych środków, brutalnie rozprawia się z mitem szwedzkiego modelu państwa opiekuńczego. Oglądana oczyma jego bohaterów Szwecja początku lat 80-tych to kraj wszechobecnej beznadziei, zamieszkany przez ludzi żyjących z dnia na dzień, oderwanych od przeszłości, nie myślących o przyszłości. Ludzi miotających się w bezowocnych próbach nadaniu swej egzystencji jakiegokolwiek sensu, przytłoczonych strachem przed radziecką inwazją, z nieśmiertelnikami pochowanymi w szufladach na wypadek wojny. W ten ponury, pełen hipokryzji, przemocy i alkoholu świat sztokholmskiego przedmieścia wkracza nagle złakniony krwi potwór, uruchamiając ciąg zdarzeń, zmierzających nieubłaganie w kierunku ostatecznej katastrofy.

Główną oś fabuły stanowi tworząca się stopniowo więź pomiędzy nastoletnim bohaterem a mieszkającym po sąsiedzku potworem-dzieckiem-wampirem. Jednak nic nie jest tu proste i jednoznaczne – niespełna dwunastoletni Oskar musi dokonywać życiowych wyborów, mając świadomość, że żaden z nich nie przyniesie dobrych skutków. Tragizm postaci Eli wynika wprost z jej natury. Dobrze obrazuje to padająca w książce odpowiedź na pytanie dlaczego nie ma wielu wampirów – ponieważ większość odbiera sobie życie. I Lindqvist każe nam wierzyć, iż rzeczywiście tak jest.

Powieść nie jest oczywiście pozbawiona wad. Odnoszę wrażenie, że autor często niepotrzebnie epatuje makabrą, moje poczucie estetyki razi też naturalistycznie przedstawiona pedofilska relacja pomiędzy Eli a jej „ojcem”. To trochę tak, jakby Lindqvist nie mógł się do końca zdecydować, czy pisze klasyczny horror, czy powieść psychologiczną. Niech was to jednak nie zniechęci – jeżeli w ogóle istnieje coś takiego jak egzystencjalny horror, to Wpuść mnie jest jego mistrzowskim przykładem.

John Ajvide Lindqvist, Wpuść mnie, tł. E. Frątczak-Nowotny, Wyd. Amber, Warszawa 2008

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz