środa, 6 stycznia 2010

Dworzec Perdido

Dworzec Perdido Miéville'a oszałamia od pierwszych stron. Przede wszystkim bogactwem przedstawionego świata. Akcja powieści toczy się w New Crobuzon, mieście-molochu, usytuowanym w wymyślonym świecie Bas-Lag. Miasto zaludniają ludzie, mniej lub bardziej inteligentni obcy, zwierzęta, demony i inne istoty, w tym samoistnie powstała sztuczna inteligencja. Środowisko, w którym przyszło tym wszystkim bytom funkcjonować nie jest komfortowe - New Crobuzon to industrialne piekło, zapełnione śmieciami, trującymi wyziewami, przesiąknięte smrodem rozkładu i fekaliów. Piekło niemal dosłowne, gdyż życie większości jego mieszkańców, tłamszonych przez wszechobecną, skorumpowaną władzę, stłoczonych w etnicznych lub społecznych gettach, bardziej przypomina nieustanną walkę o przetrwanie niż stabilną egzystencję.

Poruszanie się po wymyślonym przez Miéville'a świecie przypomina podróż przez cudzy koszmar. Szybko orientujemy się, że mamy do czynienia jedynie z pozorami racjonalności - zasłony opadają zwłaszcza w zetknięciu z dziwaczną, opartą na parze techniką, czy też zaludniającymi ulice miasta Przetworzonymi, ofiarami okrutnej symbiozy magii i technologii. U mnie lektura Dworca Perdido przywoływała na myśl światy wykreowane przez francuskich autorów komiksów (Yodorowsky, Bilal). Nie wiem, czy Miéville czytał w młodości Obszar Marzyciela Jean-Pierre Huberta, ale to kolejne natrętne skojarzenie. Ciekawe jest to, że niektórzy mieszkańcy Bas-Lag zauważają dziwaczność świata, w którym przyszło im żyć - w pewnym momencie jeden z bohaterów zastanawia się na przykład nad genezą morfologii nieludzkich ras, z których chyba każda posiada jakiś zestaw ludzkich cech, będąc jednocześnie przekonana o naturalności swego pochodzenia.

Wszystko powyższe sprawia, że powieśc trudno zakwalifikować do któregokolwiek gatunku. Sam autor umieszcza ją w nurcie "New Weird", ale równie dobrze można ją określić jako steampunk czy fantasy. To oczywiście nie ma żadnego większego znaczenia - pichcąc swoją potrawę Miéville jak najbardziej świadomie sięgał po produkty z rozmaitych półek. Pozostaje pytanie, czy powstałą w ten sposób zupę da się jeszcze strawić?


Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Na poziomie fabularnym książka ociera się o banał. Mamy tu kilka wątków, od romantycznego, przez sensacyjny aż po społeczno-polityczny. Na pierwszym planie śledzimy międzygatunkowy związek głównego bohatera, nieco zwariowanego naukowca Isaaca Dan der Grimnebulina z Lin, artystką, przedstawicielką owadogłowych khepri. Oboje przyjmują intratne zlecenia, które stają się przyczyną poważnych kłopotów. Isaac, poszukując sposobu na przywrócenie możliwości latania pozbawionemu skrzydeł gharudzie (rasa inteligentnych dumnych drapieżców zamieszkujących odległą pustynię) uwalnia na świat śmiertelnie groźne Ćmy - wątek polowania na nie zajmuje w książce najwięcej miejsca. Wszystko to okraszone jest wywodami naukowymi, politycznymi, religijnymi, filozoficznymi, nie zawsze łatwymi do przetrawienia.

Wydaje się, że fabuła jest jedynie pretekstem do zobrazowania prawdziwego bohatera powieści, jakim jest samo New Crobuzon. Trzeba przyznać że Miéville maluje je bardzo sugestywnie, sprawia, że czytelnik naprawdę chodzi jego ulicami, chłonie jego kolory i zapachy. Trochę cierpią na tym inne aspekty książki - nawet pierwszoplanowym postaciom brakuje głębi, kierujące nimi motywy wydają się mało wiarygodne, zdarza się, że poszczególne wątki pojawiają się i gubią bez wyraźnego powodu. Niemniej, jeżeli ktoś da się wciągnąć w zaproponowane przez autora uniwersum, samo jego odkrywanie dostarczy wystarczająco wiele satysfakcji. Jeżeli jednak zacznie się analizować dylematy moralne bohaterów, można się mocno rozczarować.

China Miéville, Perdido Street Station, Wyd. Del Ray, 2001; China Miéville, Dworzec Perdido, tł. Maciej Szymański, Wyd. Zysk i S-ka, 2003

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz