środa, 14 lipca 2010

Na początku było słowo

Gdy tylko trafi mi się jakiś pretekst, dla którego mogę sięgnąć po książkę Samuela R. Delany'ego, to natychmiast z niego korzystam. A omawianie twórczości tego autora przy okazji przypominania klasyków sf to nawet więcej niż pretekst - to konieczność. Tym bardziej, że, jak ze smutkiem zauważam, rośnie nam pokolenie miłośników fantastyki, którzy o tym czarnoskórym, amerykańskim pisarzu nigdy nie słyszeli.

Dlaczego właśnie Babel-17, a nie na przykład ulubiona przeze mnie Nova, lub głośny Dhalgren? Przyczyn jest kilka. Najbardziej prozaiczną jest fakt, że wcześniej nie posiadałem tej książki na własność, więc nadarzyła się okazja, żeby ją wreszcie zakupić. Najistotniejszą jest chyba zaś ta, że na przykładzie tej powieści najłatwiej będzie mi pokazać, jak wielkim pisarzem Delany jest.

Babel-17 powstała w 1966 roku i z miejsca zyskała rozgłos. Zdobyła Nebulę i była nominowana do Hugo. Były to romantyczne czasy, w których pisarze-fantaści wysyłali ludzi w Kosmos, kazali im walczyć, ze sobą i z Obcymi, kochać się i nienawidzić na galaktyczną skalę. Nie inaczej jest tutaj - ludzkość zasiedliła pięć galaktyk, podzieliła się na dwa wrogie obozy i toczy wojnę, do której wciągnęła również inne cywilizacje. Dodajmy do tego obdarzoną urodą i rozlicznymi talentami bohaterkę, wyruszającą na misję, która ma odmienić losy świata. Brzmi jak parodia klasycznej space-opery, prawda?

Otóż nie. Nasza bohaterka, Rydra Wong, jest popularną poetką i językoznawcą, a jej misja polega na odnalezienia źródła tajemniczego kodu, powiązanego z groźnymi aktami sabotażu. Mało tego, szyfr okazuje się językiem, który w miarę przyswajania, wpływa na percepcję i procesy myślowe ludzi, czyniąc ich agentami wroga i niezwykle groźną bronią. Jak więc trafnie zauważyła ninedin, Babel-17 to coś w rodzaju space-opery o językoznawstwie. Obok klasycznych scen akcji, kosmicznych bitew nawet, znajdujemy tu lingwistyczną zagadkę, uzupełnioną sporą dawką wiedzy z tej dziedziny. Samą powieść można odczytywać na wielu poziomach - oprócz solidnej rozrywki, dostarcza też tonę materiału do przemyśleń. A Delany wie, o czym pisze i choć czasem bywa trudny w odbiorze, potrafi uważnego czytelnika sowicie wynagrodzić. Lektura Babel-17 przypomina więc obieranie cebuli z kolejnych warstw, a im głębiej, tym coraz bardziej smakowicie.

Postać Rydry Wong oparta jest na ówczesnej życiowej partnerce Delany'ego, uznanej poetce Marilyn Hacker. To próbki jej twórczości znajdziemy w książce. Sam Delany również się w niej pojawia, jako Muels Aranlyde, powieściopisarz, jednen z trojga składników jej partnerskiego związku (trzecim jest Fobo Lombs, postać wzorowana na przyjacielu Delany'ego, Bobie Folsomie). Nietrudno zgadnąć, że powtarzająca się też w innych jego książkach wizja społeczeństwa, w którym normą są poligamiczne związki - hetero- i homoseksualne - bazuje na osobistych doświadczeniach autora - prywatnie małżonka, ojca, geja. Oczywiście Delany nie poprzestaje na tym - świat powieści jest bogaty, wręcz zaskakująco bogaty, biorąc pod uwagę jej objętość. Znajdziemy w niej ożywionych ludzi, duchy, obcych, spójną wizję technologii podróży kosmicznych, całą gamę społeczności, łącznie ze wszystkimi ich atrybutami - od seksu, mody, poprzez rozrywki, na diecie skończywszy. Nie wszystkim może odpowiadać styl, jakim autor próbuje nam to sprzedać - nie mniej bogaty od treści, czasem wręcz barokowy. Musimy też uważać na nagłe zmiany narratora, czy czyhającą za rogiem aliterację. Warto jednak się do tego stylu przyzwyczaić, bo wizje Delany'ego są naprawdę niebanalne i na długo zapadają w pamięć. Dobrym przykładem jest scena otwierająca powieść - spacer Generała ulicami kosmicznego portu, w trakcie którego dowiadujemy się o toczącej się wojnie - dzięki wspomnieniom ekonomicznej blokady, strachu, cierpienia, głodu, aktów kanibalizmu. Te wspomnienia z koszmarnej przeszłości odciskają zresztą swe piętno na każdej postaci z powieści i, choć nie mówi się o tym wprost, w znacznym stopniu determinują ich postawy i działania.

Ale Babel-17 to nie jest przecież powieść o wojnie. Nie jest to też chyba powieść o językoznawstwie, choć język jest tu kluczem. Jako narzędzie porozumienia. Bo to bariery w komunikowaniu się są wątkiem, na którym skupia się autor. Rydra rozwiązująca problemy w związku trójki swoich nawigatorów. Rydra ucząca okaleczonego psychicznie człowieka pojęcia "ja". Rydra wprowadzająca urzędnika w nieznany mu świat portowych melin i ich bywalców. Wyniszczająca wojna, której strony dawno zapomniały, o co tak naprawdę walczą. Delany sugeruje, że rozwiązanie może kryć się w słowach. Słowa mają siłę sprawczą, bo przecież "na początku było słowo", jak przypomina główna bohaterka. Jeżeli tylko znajdziemy właściwe nazwy, możemy dokonać niewyobrażalnych dotąd rzeczy. Na przykład zbudować elektrownię słoneczną, bazując na opisie składającym się z dziewięciu słów. Albo zakończyć polityczną wojnę, zmieniając język komunikatów.

Samuel R. Delany, Babel-17, Orion Publishing Co, 1999

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz