sobota, 3 lipca 2010

Nowa Fantastyka 06/2010

Czerwcowy numer Nowej Fantastyki miło mnie zaskoczył. Nie spodziewałem się wiele po obejrzeniu tandetnej okładki, ani po zapowiadanej przez nią horrorowej zawartości. Z drugiej strony, po doświadczeniach z kilkoma poprzednimi numerami, nie powinienem się chyba dziwić, że to właśnie autorzy opowieści grozy zadbali o poziom literacki tego wydania.

Najbardziej wartościowym literacko opowiadaniem okazał się Kopciuch Petera Strauba. Wewnętrzny świat psychopatycznej przedszkolanki naprawdę przeraża, mimo że autor oszczędza nam opisów popełnianych przez nią zbrodni. Takich nie brakuje w Udręczonych duszach: legendzie o Primordium Clive'a Barkera - opowieści o dziwnym związku dwojga złamanych ludzi, przemienionych w zabójców z koszmarów, osadzonej w scenografii fantasy. Nagromadzenie krwawych scen przemocy i obrzydliwości przekracza tu czasem granicę dobrego smaku, ale tworzy ciekawy klimat, który pozwala z nadzieją oczekiwać na powstający na kanwie tej historii film.

Ewa Białołęcka zaserwowała nam zupełnie inne danie - Cudowne źródełko, czyli kryminał hydrauliczny to opowiadanie z cyklu Selerbergiady (którego, mea culpa, jakoś nie było mi dane poznać). Bardzo zabawne w przywołującym klimat U Pana Boga za piecem wstępie, jedynie znośne później, kiedy na scenę wkraczają sztampowe agentki Dobra i Zła, rywalizujące o rząd dusz. Maskarada Tomasza Golisa to ostatnie z publikowanych konkursowych opowiadań. Całkiem sprawnie napisane, choć zachęcający początek, z tajemniczymi napisami na murach i starą księgą, obiecuje znacznie więcej niż dostarcza nam przewidywalny od połowy finał. Tygrys, tygrys Marcina Wełnickiego też rozczarowuje, a to z powodu zbyt małej objętości. Przedstawienie bohatera, nakreślenie świata, nie pozostawia już zbyt wiele miejsca na samą historię opętania przez krwiożercze bóstwo.

W czerwcowym numerze magazynu znajdziemy dwa wywiady z autorami. Zdecydowanie ciekawiej wypada Bartłomieja Paszylka rozmowa z Peterem Straubem. Mistrz horroru jest zabawny, szczery, odsłania wiele ze swego warsztatu. Charlaine Harris okazuje się rzemieślniczką, korzystającą z okazji, jaką niespodziewanie dostarczył jej los, choć może to tylko maska, któż to wie.

Coraz bardziej rozczarowuje mnie natomiast dział recenzji. Mam wrażenie, że pismo zmienia swój target, stawiając na coraz młodszych odbiorców, co rzutuje również na dobór ocenianych pozycji. Na szczęście mogę jeszcze liczyć na Łukasza Orbitowskiego, dzielącego się wrażeniami z oglądania kolejnych ramot. Tym razem padło na Dom długich cieni Petera Walkera, produkcję z 1984 roku, w której kwartet weteranów w składzie Cushing, Carradine, Lee i Price przypomina o swoim istnieniu. Bawiąc się przy tym świetnie, co widać na ekranie, i bawiąc także widza, co cenne i nie tak częste przecież.

Nowa Fantastyka 06/2010, Wyd. Prószyński Media, Warszawa 2010

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz