czwartek, 11 lutego 2010

Punkt Omega

Drugą steampunkową lekturą naszego wyzwania był Punkt Omega Michała Protasiuka - książka ochrzczona mianem pierwszej prawdziwej polskiej powieści z gatunku steampunk. I to się chyba zgadza - znajdziemy tu wszystkie charakterystyczne dla tego nurtu gadżety, a nawet odpowiednią stylizację. Czy mamy jednak do czynienia z dobrą literaturą?

Cała akcja rozgrywa się w w jednym mieście, w świecie, w którym filozofia, nauka, technika rozwijały się w nieco odmienny sposób od tego, który znamy z własnej historii. Zasadnicza różnica polega na tym, że jest to świat bez religii - a raczej był do tej pory, gdyż na kolejnych kartkach powieści poznamy alternatywną wersję przyjścia Mesjasza - Punkt Omega oznacza Chrystusa w koncepcji Teilharda de Chardin. Nie jest to zresztą jedyna koncepcja filozoficzna omówiona w książce - Protasiuk, filozof z zamiłowania, dość dokładnie wyłuszcza nam kartezjanizm, tomizm, platonizm i wiele, wiele innych - szczegółowy wykaz zaprezentowanych koncepcji filozoficznych wymienia autor na swojej stronie.

I to jest jeden z głównych problemów z tą książką - zmieszczenie tego wszystkiego na nieco ponad dwustu stronach nie pozostawia wiele miejsca na fabułę, pełnokrwiste postaci bohaterów, minimalny chociaż opis świata. A mogło być nieźle - historia buntu przeciwko totalitarnej władzy, wykorzystującej przeciwko społeczeństwu koncepcję determinizmu, w dodatku główny bohater jako wcielenie biblijnego Jonasza - to nie jest przecież zły materiał na powieść. Moim zdaniem, Protasiuk nie chciał jednak napisać klasycznej powieści, lecz opisać pewien eksperyment myślowy. Jeżeli będziemy rozpatrywać Punkt Omega jako rozprawkę na temat "Jak wyglądałby świat, gdyby nie pojawił się Chrystus?", to na pewno stanie się ona podstawą do interesującej dyskusji.

Fabularnie jest to porażka - może nie spektakularna, ale jednak. Bohaterowie odgrywają swoje role (najczęściej wyznaczone przez swoich odpowiedników z naszej rzeczywistości), ale są tak odrealnieni, że ich los szybko przestaje nas obchodzić. Kuliminacyjny moment, rozpisany na ostatnich stronach, dla wzmożenia napięcia opisywany krótkimi zdaniami i z wielu punktów widzenia, jedynie nuży zamiast podnosić ciśnienie.

Mimo wszystko, nie żałuję tej lektury. Szkoda, że autor nie przyłożył się bardziej, bo z pewnością stać go było na więcej - znalazłem w Punkcie Omega momenty, które mnie zachwyciły, jak chociażby przełożenie teorii chaosu na język muzyki. Matematyczne i filozoficzne koncepcje są opisane bardzo przystępnym językiem, nie można mieć zastrzeżeń do pomysłów na akcję. Szkoda, że bardziej nie przyłożył się też redaktor, bo z tego tworzywa z pewnością dałoby się wycisnąć znacznie więcej.

Michał Protasiuk, Punkt Omega, Wyd. Wydawnictwo Dolnośląskie, 2006

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz