poniedziałek, 1 lutego 2010

Z wizytą na Parnasie

Już prawie cztery dekady Terry Gilliam prowadzi nas na poszukiwania Świętego Graala. Do kin trafił niedawno jego najnowszy przewodnik - Parnassus (The Imaginarium of Doctor Parnassus). Miłośnicy poetyki współtwórcy Latającego Cyrku Monty Pythona nie mają się czego obawiać - po kilku mniej lub bardziej udanych eksperymentach (wiem, strasznie narażam się fanatycznym wielbicielom Las Vegas Parano) dostajemy dokładnie to, czym Gilliam zasłynął i czym uwodził kolejne pokolenia fanów.

Film zaczyna się od mocnego uderzenia - na ulice współczesnego Londynu wtacza się ciągnięty przez parę koni ogromny, pokraczny wóz. To wcale nie senna mara - to ruchoma scena, na której tysiącletni mnich, doktor Parnassus, wprowadza się w trans, zapraszając odważnych widzów w podróż przez krainę wyobraźni. Bramą jest magiczne lustro, a cena za unikalne doznania może być najwyższa. W dziwacznym interesie pomagają mu równie starożytny karzeł Percy, nastoletnia córka Valentina i sympatyczny młodzieniec o imieniu Anton. Szybko dowiadujemy się, że histeryczny, nie rozstający się z butelką mocnego trunku Parnassus ma dobrze uzasadniony powód dla demonstrowanego przerażenia - od wieków toczy ryzykowną grę z samym Diabłem, a stawką ostatniego zakładu jest dusza jego ukochanej córki.

W stojący na krawędzi zagłady świat wędrownej trupy wkracza nagle niedoszły wisielec Tony, wywracając go do góry nogami. Szarmancki, elokwentny, szybko oczarowuje doktora i jego urokliwą córkę. Czy naprawdę zostanie wybawicielem? Tego oczywiście nie zdradzę. Wszyscy jednak znamy tę historię - szczęście jest na wyciągnięcie ręki, tylko trzeba umieć je dostrzec. A miłość to potężna siła.

Parnassus to inteligentne, wysmakowane widowisko. Wyobraźnia Gilliama ma do zaoferowania bardzo wiele - nie wyłączając groteskowych handlarzy organami z rosyjskiej mafii, czy policyjnego wodewilu. Jednocześnie jest to powrót do kina, którego już nie ma. Obawiam się, że kraina wyobraźni Parnassusa dla większości młodych ludzi, wychowanych na komputerowej animacji, będzie jedynie wyblakłą tandetą, pełne filozofowania dialogi - nudnym bełkotem, a sam doktor - odrażającym starcem. Chciałbym się mylić.

Wielkie słowa uznania należą się aktorom. Christopher Plummer w roli Parnassusa daje prawdziwy pokaz kunsztu. Niewiele ustępuje mu Tom Waits (Stary Nick). Świetnie wypada niebanalnej urody modelka Lily Cole w roli Valentiny (niebawem zobaczymy ją jako Alicję w Fantasmagorii Marilyn Mansona). No i Heath Ledger, Johnny Depp, Jude Law, Colin Farrel w kolejnych wcieleniach Tony'ego - to koniecznie trzeba zobaczyć!

Parnassus, reż. Terry Gilliam, Infinity Features Entertainment 2009

2 komentarze:

  1. Miło mi, że przeniosłeś się na Blogspot. Powoli wszyscy doń dojrzewają i się przenoszą, to istne El Dorado dla blogowiczów wszelkiej maści.
    Niestety mnie osobiście film ów strasznie rozczarował. Spodziewałam się czegoś przekonywującego, jak zwykle dostałam amerykańską papkę. Niemniej kreacja Plummera była świetna, zgadzam się :) - ale to niestety jedyny plus ode mnie :( No cóż.

    Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz witam na bloggerze :) Lecę zaktualizować link do ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wielkie dzięki i również pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń